Czy mirabelki są za darmo?

Co jest za darmo?

Dzwoni do mnie telefon, że niby za darmo wygrałem mini-odkurzacz, bylebym zjawił się na prezentacji. Jak tylko mówię że chce się zachować dobrodusznie i przekazać na dom dziecka moją nagrodę to się zwykle rozłączają…

Zrobiłem sobie eksperyment, poszedłem na Warszawski miejski targ, czyli miejsce gdzie liczy się każdy grosz. Miejsce w którym gdy mi ktoś za dużo wydał i się wróciłem by mu zwrócić, to ze stoiska obok ktoś bił brawo i chciał mi dawać czekoladki za uczciwość. Chciałem sprawdzić co znaczą słowa za darmo, wszyscy chrześcijanie powtarzają zawsze że 'z łaski, za darmo’, stwierdziłem że zanim zrozumiem co znaczy z łaski i o co wogóle biega, spróbuję co znaczy 'za darmo’. Postanowiłem na tym targu, że będę dawał za darmo tym ludziom to co wydaje mi się że pragną… a wydawało mi się ze pragną pieniędzy. Innymi słowy dawałem im więcej pieniędzy niż mam zapłacić, sprawdzę jak ludzie reagują?

U pierwszej pani, miałem zapłacić 4 złote, dałem 5 i powiedziałem że reszty nie trzeba, po oczach było widać wyraźne wzruszenie – taka łezka w oku. Kolejna osoba nijak nie zareagowała – albo nie zauważyłem, u następnego Pana kupowałem avocado, miałem zapłacić 2 zł, a dałem 5 i powiedziałem że reszty nie trzeba… Pan się trochę zaniepokoił i dorzucił mi jeszcze 3 kolejne avocado… wyszedłem w sumie z towarem za 8 zł… dając 5.

Sam już nie wiem o co chodzi… z tymi pieniędzmi w życiu. Niby ich chcemy, a jak ktoś daje to jest nawet problem z przyjęciem, bo „nie ma nic za darmo”. Nie pamiętam który to był kraj w afryce, ale była to jedna z lepiej rozwijających się pokolonialnych gospodarek, a zadziało się tak dlatego, że rząd zabronił czerpać DARMOwych pomocy zagranicznych… Było początkowo ciężko, nauczyli się niezależności ale wyszli na swoje – bo nie wzięli nic za darmo, bo tak naprawdę to nie było darmo… jak dobrze wiemy. Każda komercyjna promocja 'za darmo’, tak naprawdę darmowa nie jest…

Kiedyś myślałem, że jeśli chodzi o pieniądze, to najlepszy wybór to coś co nazwałem ówcześnie wolnością finansową… taką znalazłem w dochodzie pasywnym z programów partnerskich. Możesz zapewne pamiętać jak coś takiego promowałem, taka można rzec przedwczesna emerytura to była. Taki dochód, który przy minimum pracy daje na tyle by mieć z czego żyć. Czy to jest możliwe? Okazało się że tak! Ale szczęścia to nie dawało.. owszem daje dużo wolnego czasu, ale nijak nie potrafiłem się cieszyć tym, widząc zabiegany tłum dookoła. Chciałem przekazać innym tą umiejętność, okazało się jednak że za darmo to mało kto chce 🙂 Prowadziłem darmowego bloga, ale dopiero jak praktycznie to samo wrzuciłem do płatnego ebooka – to zaczęli ludzie to robić i na tym zarabiać. Przekazywanie tej umiejętności innym też nie okazało się być dobrą ideą, z czegoś co może działać przy małym nakładzie pracy którą się lubi, można zrobić siedlisko spamu jak i siedlisko „gonienia za nieosiągalnym”… a miało to dać nic innego, jak w końcu spokój. Ale tak naprawdę to nie chodzi nam o wolność finansową… Dziś się trochę z tego wycofałem, tak sobie od zlecenia do zlecenia pracuje, nadal czując się że mam czas na inne rzeczy… niż tylko pracę.


To uczucie wolności jednak czerpię z innego źródła…

Przyjechała jakiegoś czasu da Polski Marlena, która znajomy spotkał na rogu ulicy… dziewczyna można rzec, hmm… dziewczyna która twierdzi, że Bóg jej powiedział, że ma rozdać wszystko i rozdała wszystko za darmo… i mało tego, mówi że miała przy tym niesamowitą radość. A gdy tak jechała na lotnisko z jedną torbą ubrań, bez pieniędzy, telefonu i w zasadzie bez wszystkiego czym współczesny 'cywilizowany’ człowiek się charakteryzuje, w pewnym momencie zapytała Boga, to jak to teraz będzie z czego będzie żyć. Gdy tylko zakończyła to pytanie, jakaś kobieta obróciła się i dała jej pieniądze mówiąc że Bóg jej mówi ze ma tak zrobić. A ta uradowała się…

Jako typowy wątpiący polak słysząc taką historię, pierwsze co myślę to, to że musiała sprawiać wrażenie potrzebującej i że to jakiś przypadek… ale problem pojawia się że takich 'przypadków’ zdarzyło się jej znacznie więcej. I takim przypadkiem podróżuje już 3 lata po świecie, twierdząc że za każdym razem Bóg ja utrzymuje i mówi gdzie ma jechać.

Mało tego siedzi u mnie na kanapie ta osoba zjawisko… i mogę namacalnie dotknąć, zobaczyć jak działa. Wygląda normalnie, jak typowa amerykanka, niczym się nie różni, a jednak czymś dziwnym promieniuje.

Pytaliśmy ją o wszystko, o co się tylko da, spędziliśmy tak prawie 3 dni, a tak naprawdę to pytałem się w głowię kto tu ma psychozę, czy my czy ona?
Szła z nami ulicą zobaczyła leżące jabłka, wiszące na drzewie takie małe dzikie gruszki zerwała kilka i cieszyła się jak głupia, że Bóg daje jedzenie. Mówiła że w naszym kraju jest pięknie, że jedzenie leży od Boga na każdym kroku. Ja oczywiście sobie myślę by ponarzekać, ze przecież leży, ale zaraz będzie zima i nie będzie leżeć…

Dziś nadchodzi właśnie okres dojrzewania mirabelek (ałyczy czy jak tam zwał), takich żółtych pysznych śliwek co rosną w zasadzie we wszystkich zakamarkach naszego kraju. A ja mam pytanie czy one są za darmo? Bo jeśli za darmo, to czy mają jakąś wartość? Kto je podlewał, kto je sadził… na czyjej ziemi rosną? Przecież ktokolwiek sobie nawet własność takiej ziemi nie przypisze i tak prędzej czy później umrze, a śliwka sobie będzie rosnąć… No ale czy jak za nie nie zapłacę to czy mogę je jeść?

No i co z tymi słowami ze nie ma nic za darmo… kto czego ode mnie chce, dając mi je?

Sól ziemi

Oglądałem ostatnio film „Sól ziemi”, film w którym odbywamy podróż po relacjach fotoreporterskich z różnych kryzysów światowych. Reporter po kolei z każdym projektem nabywa coraz większą świadomość bezskuteczności jego wysiłków w naprawianiu świata… Co z tego, że opublikuje i pokaże ludziom jak ludzie w innej części świata cierpią… nic to nie zmieniło… Na koniec jednak wraca do rodzimej wioski, gdzie na nowo, próbuje odsadzić dawno już wycięty las. Na koniec pojawia się nadzieja…

Ale ta nadzieja jest pusta… wystarczy kilka pokoleń i znowu będzie las wycięty. Bo przyjdzie jakiś kryzys…

Poznałem w życiu wiele ludzi nauki, biznesu, ekologów, wiele wyznawców różnych religii, ale to co miała Marlena było zupełnie inne. W świecie każdy o coś walczy, z czymś walczy, coś chce osiągnąć, kogoś do czegoś przekonać, a Marlena sobie po prostu żyje. Mimo że poznałem ją w świecie religii, tak naprawdę z religią to niewiele miało wspólnego – wyglądało to tak jakby ona naprawdę wiedziała kto i po co ją stworzył. Myślałem że to samo osiągnę posiadając pasywny dochód, przedwczesną emeryturę… jednak nie osiągnąłem tego – nijak nie dało mi to spokoju, choć pieniądze były – ale tak naprawdę kompletnie nic nie dały. Marlena ma jakieś wewnętrzne szczęście bijące z totalnie innego źródła, nie mam pojęcia jak to osiągnąć, ale wiem że się da – widziałem to. Wyglądało to tak, jak te tytułowe dziś mirabelki, niby sobie są, niby są dostępne, ale nikt ich nie zauważa. Nie mam tego jeszcze w życiu, co miała Marlena wtedy, ale wiem że odkryła to źródło nigdy nie kończących się mirabelek, które pojawiają się wszędzie tam gdzie idzie. I otwarła na nie, jakimś cudem oczy.

Jedyne co mogę Ci dziś pokazać to nagranie z Marleną z Pruszkowa z tłumaczeniem – w zasadzie całkowitym przypadkiem zrobione, byliśmy tam na zaproszenie kolegi, który grał tam na gitarze, i chciał bym mu zrobił jakieś zdjęcie. Stwierdziłem jednak że jest ciekawie, więc położyłem na pudełku i zacząłem nagrywać. W połowie co prawda baterie się wyczerpały, ale dziwnym trafem jak się chwilkę pomodliłem zaraz potem się naładowały – jak zwykle przypadkiem (książkę do elektroniki czas wyrzucić, bo nie ogarnia tematu modlitwy – sam tego do dziś nie ogarniam… i nie było to naładowanie z nagrzania bo starczyło mi jeszcze na ponad miesiąc robienia zdjęć).

W każdym razie jest:
https://www.youtube.com/watch?v=y3GnCUaVaGQ&t=649s

Tutaj po angielsku się coś ostatnio w internecie pojawiło:

i jeszcze to na kanapie nagrane: